Testujemy Chia&Peach Kernal Superpowder Blend
Tekst i zdjęcia: Anna Plaszczyk
4 października 2016
Gaia Creams w swoich słoiczkach wysyła w świat nautralne dobro, które pielęgnuje skórę „bez chemicznej ściemy". Sprawdzamy ma sobie, a nie na zwierzętach, wyjątkowe serum Chia&Peach Kernal Superpowder Blend.
Zaczynając od początku – Gaia Creams chce pomóc w pielęgnacji naszej skóry, a nie tylko sprzedać nam swoje kosmetyki. Anna McGurran pyta o naszą cerę, o jej stan i wygląd. Na podstawie relacji stara się zdiagnozować jej potrzeby i tak dobrać nam kosmetyki, żeby były jak najbardziej pożyteczne dla skóry. Oczywiście – można samemu próbować zamawiać ze strony to, co nam się podoba czy to, co nas nęci składem. Ale dużo lepiej poprosić o radę. W końcu nikt nie zna tych naturalnych kosmetyków tak, jak właścicielka marki.
Wraz z rozpoczęciem ich stosowania warto również zmienić przyzwyczajenia, które na skórę nie wpływają najlepiej. Pić więcej wody, dbać o zdrowy sen. Stan naszej skóry, co podkreśla Anna McGurran, odzwierciedla stan naszego organizmu. Kremy mają jej tylko pomóc uruchomić dobre mechanizmy, wspomóc walkę o zdrowie i dobry wygląd. Dla mnie ważne jest także to, że Gaia Creams nie obiecuje natychmiastowego efektu. Nie mami poprawą wyglądu cery już po pierwszym zastosowaniu. Rozsądnie myśląc – każda naturalna substancja potrzebuje przecież czasu, żeby poprawić kondycję skóry.
Serum Chia&Peach Kernal Superpowder Blend to wyjątkowa mieszanka, przeznaczona dla skóry nadwrażliwej, delikatnej i problematycznej. Zamknięta jest w niebieskiej, szklanej buteleczce, zakręcanej aluminiową zakrętką. Dzięki temu do serum nie trafiają żadne szkodliwe substancje, pochodzące z plastikowych opakowań, w których wielkie koncerny zamykają swoje kremy. Serum pachnie delikatnie, a sam jego aromat jest trudny do zidentyfikowania, choć bardzo naturalny. Nie spodziewajcie się jednak brzoskwiniowego zapachu – przecież składnikiem serum są nie brzoskwinie, ale olejek z ich pestek.
Co znajduje się w składzie? Niewiele. Przede wszystkim szałwia hiszpańska, czyli tajemnicze Chia. Chia to wyjątkowa odmiana szałwii, pochodząca z Meksyku. Olej z nasion Chia jest bogaty w kwasy Omega-3 i Omega-6 oraz w minerały i witaminy. Opóźnia procesy starzenia, wspomaga regenerację skóry, nawilża ją i odżywia. Olej Chia ściąga pory i wygładza skórę. Doskonale się wchłania i nie zatyka skóry.
Kolejnym składnikiem jest olejek z pestek brzoskwini. Ten niezwykle bogaty w kwas Omega-6 i Omega-9 lekki olej wchłania się szybko, zmiękcza i przywraca blask skórze. Towarzyszy mu kolejny cud natury – rozmaryn. Olejek z liści tego zioła jest pobudzający i antyseptyczny. Dzięki działaniu bakteriostatycznemu niezwykle dobrze wpływa na skórę tłustą i ze skłonnościami do trądziku. Uszczelnia naczynia krwionośne i wspomaga krążenie. Ze względów na te właściwości często jest stosowany w preparatach antycelullitowych.
Z olejkiem z żywicy kadzidłowca spotkałam się w tym serum po raz pierwszy. Być może on jest tym nieuchwytnym i nieznanym dla mnie zapachem? Znały go natomiast kobiety niemal 3000 lat temu. Kobiety plemion scytyjskich stosowały go do pielęgnacji skóry, Chińczycy używali go do leczenia trądu i zakażonych ran. Jest silnym immunostymulatorem, ściąga i regeneruje skórę, wspomaga leczenie ran i gojenie się blizn. Wreszcie – olejek ten zmniejsza przetłuszczanie się skóry.
Ekstrakt z amarantusa to kolejna „bomba kwasowa" – jest wyjątkowo bogaty w kwasy Omega. Zawiera dużo witaminy E. Podobnie jak olejek z kadzidłowca wspomaga gojenie się ran, działa przeciwzapalnie i przeciwwirusowo, a także zwiększa odporność immunologiczną skóry. Serum dodatkowo wzbogacono naturalną witaminą E, która hamuje starzenie się skóry. Jednocześnie witamina E pełni w serum rolę naturalnego przeciwutleniacza, który zapobiega utlenianiu się cennych składników olejów.
Serum nie zawiera wody – podstawowego składnika większości popularnych kosmetyków. Jest czystym, niczym nierozcieńczonym, roślinnym dobrem, które wspomaga naturalne procesy zachodzące w skórze. Wszystkie składniki są organiczne i etyczne. Serum jest też wyjątkowo delikatne. Nie powinno być przechowywane w tempaerturze powyżej 25 stopni ani w miejscu nasłonecznionym. Dlatego, dla jego bezpieczeństwa i komfortu mojej skóry, postanowiłam przechowywać je w lodówce.
Serum to jest całkowicie płynne. Nałożone na suchą skórę błyszczy się, choć niezbyt agresywnie. Najlepiej sprawdza się nałożone na wilgotną skórę twarzy, tuż po jej myciu. Wystarczy wmasować w nią zaledwie kilka kropel tego cudownego specyfiku. Serum, będące przecież mieszaniną olejków, jest wyjątkowo lekkie i wchłania się błyskawicznie. Nałożone na mokrą skórę nie błyszczy się. Nie obciąża i nie zatyka porów.
Zgodnie z wytycznymi Anny McGurran nie spodziewałam się natychmiastowych efektów. Serum stosuję na noc, delikatnie wmasowuję je w mokrą skórę po kąpieli. Dwa razy w tygodniu złuszczam skórę twarzy, by mogło jeszcze lepiej wspomóc jej regenerację. Serum stopniowo i konsekwentnie poprawia stan skóry. Przyspiesza gojenie się śladów po wypryskach. Po pewnym czasie jest ich też coraz mniej. Powoli zauważam również zmniejszanie się porów skóry. Z czystym sumieniem mogę je polecić każdej osobie z cerą problematyczną, trądzikową i z problemami z gojeniem. Serum Gaia Creams wspomaga naturalne procesy zachodzące w skórze przy regularnym stosowaniu.