Testujemy Mizu i wodę z krakowskiego kranu
Tekst i zdjęcia: Anna Plaszczyk
18 sierpnia 2020
Dlaczego 4 lata temu zrezygnowałam z kupowania wody w plastikowych butelkach? Powodów jest wiele. Dwa są jednak najważniejsze – ekologia i ekonomia. Problemem było tylko podróżowanie – bo niby jak zabrać ze sobą kran? Dziś wystarczy mi butelka Mizu.
4 lata temu uświadomiłam sobie boleśnie, ile kosztuje mnie i środowisko mój apetyt na wodę. Policzmy to szybko. Wypijam dziennie 2 litry wody (bo tak jest najzdrowiej, o czym pisaliśmy tu). W ciągu roku wychodzi około 480 plastikowych butelek PET o pojemności 1,5 litra. Czyli 2-osobowe gospodarstwo domowe może ich zużywać prawie 1000 rocznie. 4-osobowa rodzina – nawet 2000.
Butelki te, w większości wypadków trafiają na składowiska odpadów. Odkąd mamy obowiązek sortowania odpadów – wiele z tych, które wyrzucamy do odpowiedniego kubła, ma szansę na recykling. Ale problem pojawia się, gdy wyrzucamy butelki „na mieście”, do koszy na śmieci zmieszane. Wtedy nasze butelki będą się rozkładać od 100 do nawet 1000 lat.
Warto przemyśleć również koszty produkcji i transportu wody butelkowanej. W sytuacji, kiedy ponad połowa ludności ziemi ma problemy z dostępem do wody pitnej – świat zachodni do produkcji każdego litra wody butelkowanej zużywa 2 litry wody! Fabryki butelek PET zużywają również spore ilości ropy (pisaliśmy o tym tu). Butelki należy jeszcze rozwieźć do sklepów, co znacznie zwiększa ich „ślad węglowy”. Klienci zwykle po zgrzewki wody również jeżdżą samochodami, co po raz kolejny wpływa na stopień zanieczyszczenia powietrza.
Przejdźmy do ekonomii, która do wielu osób przemawia lepiej, niż troska o środowisko. Bo przecież świat zawalony śmieciami to nie nasz problem. Nie dożyjemy czasów, w których wszędzie dookoła będą zalegały góry śmieci. 480 butelek wody 1,5 l to średni koszt prawie 1000 zł. Rocznie. Niebagatelna suma, jeśli bierzemy pod uwagę, że przeciętny Polak zarabia miesięcznie zaledwie 2 razy tyle. Jeśli policzymy koszt wody dla 4-osobowej rodziny – suma ta rośnie do 4000 zł rocznie. Jeśli zamiast wody kupujecie słodzone napoje – koszt ten zwiększa się nawet dwukrotnie. Jeżeli natomiast wolicie wodę w mniejszych butelkach – rachunki będą jeszcze wyższe.
Tymczasem woda z kranu kosztuje (w Krakowie) około 1 gr za litr (liczę to razem z opłatą za odprowadzanie ścieków, bo te opłaty są niejako połączone). Z tego dość prostego wyliczenia wynika, że za wodę z kranu do picia na cały rok dla jednej osoby zapłacimy nieco ponad 7 zł. Nawet jeśli dodamy do tego butelkę Mizu za około 80-90 zł – wciąż woda nie będzie nas kosztowała więcej, niż 100 zł w pierwszym roku. A że butelkę Mizu kupuje się raz na długi czas – w kolejnych latach będziemy płacili już tylko za to, co do Mizu wlejemy. Bo podobno jedynym powodem, dla którego ponownie udacie się do sklepu w poszukiwaniu nowej Mizu, będzie znudzenie się starym wzorem na butelce.
Bez wątpienia woda w Krakowie jest czysta i nadaje się do picia. Nad jej jakością czuwają małże, które są wyjątkowo wrażliwe na nawet niewielkie zanieczyszczenia w wodzie. Taką wodę możecie pić do woli, nie przyczyniając się do degradacji środowiska naturalnego. Wydobywana jest przecież „na miejscu” i transportowana rurami do naszych mieszkań. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wydobywanie wody głębinowej czy nawet powierzchniowej, oczyszczanie jej i zorganizowanie systemu dystrybucji obojętne dla środowiska nie jest. Jednak naukowcy od lat podkreślają, że woda z kranu jest znacznie zdrowsza dla planety niż woda butelkowana. A co za tym idzie – jest również zdrowsza dla nas – w perspektywie długoterminowej.
Wodę z kranu, nazywaną pogardliwie przez wiele osób kranówą, piję od 4 lat. Woda w Krakowie jest smaczna, bo neutralna. Jeśli marzy mi się słodki napój – dodaję do wody sok malinowy własnej produkcji. Jeśli marzę o turbo orzeźwieniu – do wody dodaję liście mięty i plasterek cytryny oraz lód. A co z wodą gazowaną – zapytacie. Słuszna uwaga. Są osoby, które wody bez gazu zwyczajnie nie lubią. Ja czasem także mam ochotę na orzeźwiające bąbelki. W tym celu zaopatrzyłam się w syfon. To taki nostalgiczny powrót do czasów mojego dzieciństwa. Woda w syfonie to naturalnie woda z kranu!
Ostatnio spotkałam się z wątpliwościami, czy woda z kranu zawiera wystarczającą ilość minerałów, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Po 4 latach „eksperymentu” z kranówką moje wyniki badań są rewelacyjne. Trudno jednak powiedzieć, na ile to zasługa wody, a na ile – ogólnie zdrowego trybu życia i bezmięsnej diety, bogatej w warzywa, owoce i strączki.
Dla mnie największym problemem przez ostatnie 4 lata było organizowanie wody na wyjazdy. Począwszy od tych do sklepu, kina, na rower, plażę czy wyjazdów na służbowe spotkania, skończywszy na tych kilkudniowych – w góry, na kajaki czy delegacje. Z bólem serca kupowałam jednorazowe butelki, które w miarę możliwości starałam się uzupełniać wodą z hotelowych czy biurowych kranów. Mimo to, prędzej czy później butelka PET lądowała w śmietniku. Butelki jednorazowe nie są bowiem wytrzymałe tak, jak bym tego chciała. Gną się, odkształcają, nie da się ich też porządnie umyć.
W takiej, dość beznadziejnej sytuacji, poznałam japońską markę Mizu. Do transportowania wody postanowiłam wykorzystać butelkę podstawową marki – jednowarstwową o pojemności 0,8 l. Pierwsze wrażenie, jeszcze ze sklepu – Mizu daje taki wybór wzorów i kolorów, że naprawdę trudno podjąć decyzję i wybrać konkretny egzemplarz. W końcu do domu pojechały ze mną dwie butelki – czarna, matowa niczym Batmobile i klasyczna, stalowa.
Kilka pierwszych testów to testy na zapachy. Problemem plastikowych butelek jest często to, że zapach poprzedniego napoju przenosi się na kolejne. Miałam tak w przypadku picia wody z imbirem i cynamonem, które wyczuwalne były w wodzie na długo po tym, kiedy woda smakowa została wypita. Tymczasem Mizu zapachów nie przechowuje. Dość dobrze natomiast przechowuje chłód. Co prawda nie spodziewałam się rewelacji w 30-stopniowym upale, bo takich upałów nie wytrzymuje nic poza lodówką i klimatyzacją. Jednak Mizu udawało się przez kilka godzin zachowywać w miarę chłodny napój, nawet podczas najwyższych temperatur.
Butelka na wygodną szyjkę, dzięki której można z niej pić nawet na wybojach. Sprawdziłam ją w samochodzie, autobusie, tramwaju. W ciągu kilku tygodni nie zdarzyło mi się oblać moją wodą z kranu. Bo tylko taką do Mizu wlewam...
No dobrze – nie tylko kranówa „lądowała” w Mizu. Podczas spływu kajakowego Brdą wlewałam do butelki wodę z rzeki. Oczywiście wymagało to sporych umiejętności, by razem z wodą w butelce nie wylądował muł, rzęsa wodna czy maleńkie rybki. Ale doświadczenie czyni mistrza, dzięki czemu woda ze źródełek lub rzeki w mojej butelce była krystaliczna. I choć Brda to wyjątkowo czysta rzeka, w której żyją przegrzebki – dla bezpieczeństwa do wody dodawałam tabletkę odkażającą.
Takie tabletki można kupić niemal w każdym sklepie ze sprzętem outdoorowym lub militarnym. Są niewielkie, lekkie, mają wodoodporne opakowanie i skutecznie odkażają wodę. Koszt takich tabletek do około 80-90 zł za 100 sztuk. Ale przecież używa się ich tylko w sytuacjach ekstremalnych, czyli przy pobieraniu wody z rzek na nizinach. Górskie potoki są na tyle czyste, że można z nich śmiało pić wodę nieodkażoną, co niejednokrotnie w swoim życiu robiłam. A tabletki do odkażania są po prostu doskonałym uzupełnieniem stalowej butelki Mizu w czasie ekstremalnych wypraw w teren.
Czarna, matowa powłoka mojego Mizu stała się po spływie bardziej szlachetna. Butelkę udało mi się bowiem porysować, kiedy turlała się z jednej części kajaka na drugą. Ale te rysy świadczą tylko o tym, że butelka jest nieustannie w użyciu. Mi nie przeszkadzają, bo nie mają wpływu na podstawową funkcję butelki – transport wody.
Moim zdaniem nie ma się tu co rozwodzić nad sprzętem – Mizu po prostu spełnia funkcję, do której została wymyślona. Pozwala mi zabierać wodę z kranu wszędzie tam, gdzie mogę jej potrzebować. Przy okazji jest ładna, ma ergonomiczny kształt i mocowanie na korku, dzięki któremu można ją przypiąć karabińczykiem do plecaka. Nie chłonie smaków ani zapachów, łatwo się ją myje. Utrzymuje chłodny napój przez kilka godzin. I najważniejsze – wystarczy na długie lata. Mizu daje przecież dożywotnią gwarancję na swoje produkty! Czego chcieć więcej?