TESTY

Jak przetrwać w jasKEENi – budujemy namiot z… apteczki!

Tekst i zdjęcia: Anna Plaszczyk

25 czerwca 2016

JasKEENiowa wyprawa dziennikarzy i blogerów na Jurę Krakowsko-Częstochowską była przygotowana drobiazgowo, więc z góry wiedzieliśmy, że nic nam nie zagraża. Ale organizatorzy postanowili w tych komfortowych warunkach nauczyć nas, jak poradzić sobie, w trudnych warunkach.

Kiedy pogodna uwięziła nas w Jaskini Jasnej na stałe – mogliśmy już tylko przygotować się jak najlepiej do snu. Zaczęliśmy od nabycia zdumiewającej umiejętności budowy namiotu z... podręcznej apteczki. Apteczki takie przygotował dla uczestników niezastąpiony Bushmen. Piotr Kowalski, właściciel marki, nauczył nas kilku podstawowych trików.

jaskeenia bushmen parakord

Pierwszym jest materac do spania z siana i folii NRC. Siano układamy jak komu wygodnie – w klasyczny format lub w rozmiar king size – folii bez problemu starczy nawet na takie wygody. Najważniejszym momentem jest zamocowanie folii nad sianem. Folia NRC jest przecież bardzo delikatna i łatwo się rwie, co może stanowić poważny problem. Ale podczas tego survivalowego biwaku dowiedzieliśmy się, jak poskromić NRC. Okazuje się, że należy znaleźć niewielkie i koniecznie nieostre kamyki. Umieszczamy taki kamyk w rogu folii, a następnie owijamy folią kamyczek zupełnie jak lizaka i zawiązujemy paracordem. Paracord mocujemy do ziemi śledziem, szpilką bądź patykiem. Czynność powtarzamy we wszystkich rogach naszego materaca i gotowe. Wygodne i nieźle izolowane łoże.

jak przetrwać w jaskini

„Problem” może pojawić się, jeśli w niesprzyjających warunkach zastanie nas deszcz i noc. W takiej sytuacji, jeśli nie mamy ze sobą namiotu, a w pobliżu nie ma żadnej jaskini, możemy zbudować w prosty i szybki sposób prowizoryczny namiot z apteczki. Wystarczy, że użyjemy folii NRC. Na rogu folii umieszczamy kamyczek, zawiązujemy paracordem, który przywiązujemy do kija. Ten powinien mieć około 150 cm. Mocujemy go za pomocą dwóch paracordowych odciągów. Na przeciwległym rogu również instalujemy kamyczek, owijamy paracordem, a ten przybijamy do ziemi szpilką, śledziem lub patykiem. Na pozostałych rogach również instalujemy kamyki i paracord. Mocujemy do ziemi.

Tak skonstruowany prowizoryczny namiot z pewnością ochroni przed deszczem i przed wiatrem. Folia zawsze powinna znajdować się w apteczce. Przy odrobinie chęci i braku sklerozy paracord w formie bransoletki też będziecie zawsze mieli przy sobie. Do tego koniecznie nóż. Zresztą i jedna, i druga rzecz z Bushmen’a przyda się również w kolejnym kroku przetrwania poza cywilizacją – krzesaniu ognia. Zarówno składany nóż Bushmena, jak i bransoletka paracordowa posiadają krzesiwo.

krzesanie ognia

Krzesanie ognia krzesiwem jest jak jazda na rowerze – kiedy już się nauczysz, będzie pięknie i przyjemnie. Ale sama nauka jest dość bolesną przeprawą przez morze porażek. Chodzi o wyuczenie takiego ruchu, który będzie najbardziej skuteczny i w krótkim czasie da nam ognisko. Bez wprawy, w kryzysowej sytuacji może nam się przez dłuższy czas nie udać rozpalić ogniska w ten sposób. W takim wypadku narasta frustracja, a człowiek wkrótce zwyczajnie się poddaje. Zwłaszcza, jeśli jest mu zimno, ręce drętwieją, trzęsą się coraz bardziej. Z krzesaniem ognia jest jednym słowem jak z jazdą na rowerze. Co z tego, że uciekając przed bandytami znajdziesz rower, jeśli nie będziesz umiał nim jechać, a stres i pośpiech nie pomogą w nauce. Tu nasuwa się prosty wniosek – takie umiejętności należy wypracować w sytuacji komfortowej. Tylko komu przyjdą do głowy wprawki z krzesania ognia, kiedy pod ręką mamy zapalniczki i zapałki. Na szczęście podczas naszej jaskiniowej wyprawy kilku osobom wystarczyło determinacji, by rozpalić ogień.

I tu ponownie przydała się rama A. Dwie połączone kijem na górze ramy pozwoliły na stworzenie rusztu, na którym można było przyrządzić kolację. Po niej nad ogniskiem zawisł kociołek do podgrzania ciepłego napoju. Ognisko paliło się przez kolejnych kilka godzin, będąc centrum naszego jaskiniowego życia. Wtedy też mieliśmy czas, by poznać się lepiej. Jak zwykle okazało się, że świat jest niezwykle mały. W wielu przypadkach uczestników wyprawy łączyli wspólni znajomi, a w niektórych – zaledwie kilkaset metrów pomiędzy miejscami zamieszkania. Rozmowy mogłyby trwać do rana, gdyby nie coraz większy chłód, który potęgowała niemal 100% wilgotność powietrza. Trzeba było w końcu pójść spać. Tylko jak? O tym przeczytacie w kolejnych tekstach z wyprawy do jasKEENi!


krzesanie ognia buty keen