TESTY

Testujemy Lilla Mai

Tekst i zdjęcia: Anna Plaszczyk

5 grudnia 2016

Polski, ręcznie wykonany krem nawilżający z filtrem UV Lilla Mai nie był testowany na zwierzętach. Tym chętniej przetestowała go na sobie Anna Plaszczyk, redaktor prowadząca activeandeco.com. Na stoku i w trudnych warunkach ogrzewanego centralnie mieszkania krem sprawdził się doskonale.

Krem nawilżający z filtrem UV Lilla Mai robi dobre wrażenie od wyjęcia go z paczki. Po pierwsze – opakowano go w szklany, brązowy słoiczek. Dzięki temu składniki kremu nie są narażone na promienie słoneczne ani na przenikanie do niego nie mających nic wspólnego z pielęgnacją substancji z plastikowych opakowań. Po drugie – krem pachnie delikatnie i znajomo. Po chwili zastanowienia okazuje się, że jest to wymieszany zapach ziaren słonecznika, kakaowca i lnu. W każdym razie te zapachy mój nos jest w stanie ze słoiczka wyłowić i je nazwać. Więcej wyjaśnia się po analizie składu kremu.

Skład kremu jest bogaty, ale nie jest głęboko zaawansowaną chemią, którą ciężko byłoby mi rozszyfrować. W słoiczku zamknięto wodę, olej słonecznikowy, masło Karite, hydrolant neroli, glicerynę, Coco-glucoside i Coconut alcohol, masło kakaowe, Sucrose stearate (naturalny emulgator z oleju kokosowego). Na tym nie koniec. W kremie znajdują się rownież: oliwa z oliwek, olej lniany, sok aloesowy, proszek aloesowy, D-Panthenol - witamina B5, witamina E, emulgator glicerynowy – Glyceryl Stearate, Cera Alba – wosk pszczeli, Sucrose stearate – naturalny stabilizator, Phenoxyethanol – konserwant, guma ksantanowa – zagęszczacz, Potassium Sorbate – naturalny konserwant, kwas mlekowy – działający nawilżająco, Benzyl Alcohol – działający antybakteryjnie i nadający kosmetykowi zapach jaśminu (UWAGA – potencjalnie alergogenny), tlenek cynku – pełniący rolę filtra UV, lecytyna – nawilża skórę, jojoba, olejek różany.

Konsystencja kremu jest oleista, ale jednocześnie lekka. Łatwo się go rozprowadza a krem szybko się wchłania. Pozostawia też na powierzchni skóry cienką warstwę. Prawdopodobnie błyszczenie się skóry po tym kremie będzie zależało od rodzaju cery. Na mojej, która jest zdecydowanie mieszana, krem błyszczy się delikatnie, ale mi to nie przeszkadza. Nie mam obsesji na punkcie matowego, niemal kredowego wyglądu. Dużo większą uwagę przykładam do działania kosmetyku. Krem nawilżający Lilla Mai testowałam na przełomie zimy i wiosny, w nieprzyjaznym okresie centralnego ogrzewania. Dzięki niemu moja skóra, lubiąca się łuszczyć dzięki kaloryferom, pozostała gładka i dobrze nawilżona.

Hydrolat neroli (kwiatów pomarańczy) działa przeciwzapalnie i łagodząco, zmniejsza zaczerwienienia. Olejek z róż marokańskich – antyseptycznie. Masło Karite nawilża, regeneruje, zmiększa i wygładza skórę. Naturalny filtr UV, którego rolę pełni w kremie tlenek cynku, odpowiada SPF 4. Dzięki temu krem jest idealny podczas wiosennych dni. U mnie bardzo dobrze sprawdzał się również na stoku. Dzięki wysokiej ilości maseł i olejów chronił skórę podczas jazdy na snowboardzie. Przy mniej słonecznych dniach filtr UV działał bardzo dobrze. Gorzej było w bezchmurne dni, kiedy słońce odbijało się od śniegu. Wtedy "udało mi się" opalić – na szczęście niezbyt mocno, co podejrzewam było również zasługą filtra cynkowego.

Krem jest ewidentnie przyjazny alergikom. Nie uczuliłam się na niego, nie spowodował podrażnień i zaczerwienień. 80% składników kremu posiada certyfikat Soil Association, ECOCERT natomiast posiada hydrolant neroli. Krem jest bardzo wydajny, w 100% wegetariański, ale ze względu na zawartość wosku pszczelego nie jest wegański. Został przebadany dermatologicznie. Ma roczną datę ważności. Cena słoiczka 50 ml – 42 zł.